W poszukiwaniu kamienia węgielnego
Smutny styczeń. Dopiero co pożegnałem Pjusa, kilka dni temu odszedł Osz, a za kilka godzin odbędzie się pogrzeb kustosza muzeum Legii – Wiktora Bołby. Z Wiktorem przez wiele lat dzieliłem wspólną pasję odkrywania zakamarków historii klubu oraz realizowałem pomysły na jej opowiadanie. Zdarzało się, że dzięki jego pomocy udawało się pozyskać materiały również do artykułów z tego bloga. Dziś wspominam go w historii wspólnych poszukiwań aktu erekcyjnego stadionu.
Początek
Wszystko zaczęło się jakieś 30 lat temu. Szukałem wówczas informacji na temat historii stadionu przy Łazienkowskiej. Sekcja piłkarska miała już autonomię i działała w zastępczych barakach za „Żyletą”. Pomieszczenia pod „Krytą” były bowiem przeznaczone do remontu. Pierwszy raz od dłuższego czasu pojawił się pomysł na unowocześnienie stadionu i zbudowanie bazy treningowej. Nikt nie przypuszczał wówczas, że od pomysłu do celu upłynie dwadzieścia lat, a „modernizacja” zakończy się rozbiórką historycznych trybun oraz wybudowaniem nowego stadionu.
Przejrzałem wtedy gromadzone wycinki ze starych gazet i zajrzałem do zeszytu, w którym odręcznie prowadziłem notatki. W końcu sięgnąłem do księgi wydanej z okazji 50-lecia „Legia 1916-1966”, a następnie do wspomnień Stanisława Mielecha. Czytając to co napisał „ojciec” Legii o budowie stadionu zwróciłem uwagę na mały fragment:
…Tam gdzie obecnie są trybuny murowane, znajdowały się budynki koszarowe. Roboty nad budową trybun murowanych miały rozpocząć się dopiero 5 lat później; akt erekcyjny wmurowano na wysokości lewych drzwi wyjściowych na boisko, pod lożą honorową.
– Napisał to tak, jakby chciał, żeby ktoś ten akt erekcyjny kiedyś odnalazł – pomyślałem i zaznaczyłem sobie ten ostatni fragment w książce, po czym…. zapomniałem o nim na kilka następnych lat.
W „Naszej Legii”
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych powstał tygodnik Nasza Legia, do którego miałem przyjemność pisać artykuły o historii klubu. Pracowało tam wielu obecnych, szacownych dziennikarzy sportowych, pracował również Wiktor Bołba, późniejszy twórca i kustosz muzeum klubowego.
Przy jakiejś okazji poproszono mnie o opisanie historii stadionu. W tym czasie stare mury obiektów Legii powoli umierały. Za „Żyletą” straszyły ruiny pływalni, szatnie bez okien, hałdy gruzu ze sterczącą nad pustym basenem, charakterystyczną wieżą do skoków. Po drugiej stronie stadionu „Kryta” niby się remontowała, a w zasadzie przezwyciężała kolejne przeszkody w etapach remontu. Dotyczyło to jednak tylko części pomieszczeń. W innych nie brakowało miejsc gdzie ściany dosłownie rozpadały się i grzybiały od pleśni.
Dostałem w tym czasie od Andrzeja Gowarzewskiego zdjęcie-ciekawostkę. Kopię przedwojennej fotografii uwieczniającej akt erekcyjny, który wmurowano w fundamenty podczas budowy stadionu. Nie wiedziałem z jakiej okazji je wykonano, może na pamiątkę? Może fotoreporter jakiejś gazety przed uroczystościami wmurowania kamienia węgielnego wykonał fotografię aktu erekcyjnego?
Zdjęcie, które dostałem było słabe i nie dawało się z niego odczytać całego tekstu. Udało mi się dopiero kilka lat później, gdy dotarłem do negatywu i zrobiłem sobie odbitkę lepszej jakości. Tą pierwszą kopię trochę przypadkiem zobaczył Wiktor Bołba. Był to czas kiedy Wiktor starał się namówić ludzi w klubie do utworzenia czegoś w rodzaju sali pamięci. Miała to być namiastka późniejszego muzeum Legii w odremontowanym budynku „Krytej”.
– Ciekawe co się z nim stało, przydałby się do zbiorów – spytał Witek, który oczami wyobraźni widział już akt w gablocie.
Przypomniałem sobie to co wyczytałem we wspomnieniach Mielecha:
– Wiktor, wydaje mi się, że wiem gdzie ten dokument może być zamurowany. Teraz robią te rożne remonty na „Krytej”, może udałoby się go przy okazji wydłubać z murów?
Witek nadstawił uszu. Do takich pomysłów nie trzeba było go w ogóle namawiać. Od razu zapalił się do poszukiwań i jeszcze w tym samym tygodniu przedstawiliśmy sprawę w klubie Piotrowi Strejlauowi. Strejlau wysłuchał, uśmiechnął się i powiedział:
– Dobra, robimy to! Spróbujcie ustalić dokładnie miejsce, zorganizuje się kilku ludzi, ściągniemy wykrywacz metali albo jakiś aparat do prześwietlania, opukamy mury, poszukamy zamurowanych wnęk itd. Nagłośnimy medialnie… – Piotr Strejlau oprócz funkcji rzecznika próbował koordynować w klubie również marketing.
Potem było spotkanie z ówczesnym prezesem, który od razu zapytał:
– A do czego nam ten akt? Jako pamiątka klubowa?
Wiktor jednym tchem wysypał jak z worka przygotowany zbiór argumentów, z których jasno wynikało, że ten dokument jest nam absolutnie niezbędny do sali pamięci i chcemy go znaleźć choćbyśmy mieli prześwietlić metr po metrze całą ziemię wgłąb, stąd do Argentyny.
– Panie Prezesie, może tam jest napisane, że Piłsudski dał Legii te tereny jakimś własnym dekretem albo rozkazem? – zażartowałem pamiętając jednocześnie, że klub w tym czasie toczył starania o pozyskanie na własność terenu od Agencji Mienia Wojskowego.
Prezes skrzywił twarz w wymuszony uśmiech tak jak to się robi zazwyczaj gdy na drodze spotyka się dziwaków.
– OK, róbcie sobie co tam trzeba.
To „OK, róbcie” działało jednak tylko do czasu kiedy okazało się, że do takich poszukiwań są potrzebne pewne środki finansowe na zaplecze techniczne, robotników itd. Wówczas okazało się, że trzeba zaczekać, że kogoś tam chwilowo nie da się wynająć, że kierownik robót musi wiedzieć, że można takie rzeczy robić tylko i wyłącznie po sezonie i najlepiej w lato, itp.
Szukamy
Razem z Witkiem w międzyczasie staraliśmy się dokładnie ustalić miejsce wmurowania aktu. Mielech pisał o lewych drzwiach wyjściowych z trybuny na boisko. W czasie kiedy zaczynaliśmy poszukiwania, na boisko dało się wyjść już generalnie tylko przez jedno wyjście. Drugie zostało zlikwidowane. Na podstawie zdjęć jakie Wiktor miał w zbiorach muzeum ustaliliśmy, że lewe przejście pod trybuną nie było nigdy przebudowywane. Pozostawało więc tylko określić zakres poszukiwań i wytypować miejsce pod trybuną honorową na długości prowadzącego do wyjścia korytarza.
Próbowaliśmy jednocześnie zainteresować tematem dziennikarzy popularnych dzienników. Spotkało się w tej sprawie z nami kilka osób, ale każdy pytał:
– No dobra, to kiedy zaczynacie kopać? Przyjadę, zrobię parę zdjęć…
Nie mając jednak nic w garści, ani choćby konkretnej daty pierwszego uderzenia młotkiem, temat stawał się dla nich jedynie ciekawostką.
Czas płynął, widząc opór osobiście trochę oklapłem w zapale, ale Wiktor nie odpuszczał. Systematycznie pytał o naszą sprawę w klubie. Tam równie systematycznie coś mu odpowiadali, zbywali, odkładali i czas płynął dalej.
Po pewnym czasie remont „Krytej” oficjalnie się zakończył. Trybunę otwarto, ale Witek niczym profesjonalny „kornik” nie przestał drążyć tematu. Powadził już wtedy oficjalne pierwsze muzeum Legii, a to zobowiązywało go jeszcze bardziej. W końcu zmienił się w klubie prezes, potem kolejny i kolejny. Z każdym następnym opowiadanie historii aktu trzeba było zaczynać od początku.
Więcej o dokumencie
Nadszedł czas gdy holding ITI przejął klub. Powiało profesjonalizmem. Nowy właściciel zaczął od audytu stanu stadionu. Potem ruszyła dynamicznie sprawa przebudowy obiektu. Przygotowano plany. Wreszcie zapadła decyzja o budowie nowego obiektu. Po niej nadeszła informacja o rozbiórce starej trybuny „Krytej” i wybudowaniu w tym miejscu nowej.
Witek od razu z tej okazji wrócił do naszych poszukiwań. Mówił:
– Karpiko, teraz im już nie odpuszczę. Nie darowałbym sobie jakby ten akt erekcyjny wywieźli razem z gruzem na wysypisko!
Ja również nie wyobrażałem sobie takiego scenariusza tym bardziej, że przez te kilka lat udało mi się o dokumencie dowiedzieć nieco więcej.
Po pierwsze wiedziałem już dokładnie czego dotyczył. Nie był to, jak wcześniej myśleliśmy, akt wystawiony z okazji wmurowywania kamienia węgielnego stadionu, ale z okazji rozpoczęcia budowy toru kolarsko-motocyklowego. Uroczystość odbyła się 13 października 1929 roku.
Pod dokumentem podpisali się osobiście Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej – Ignacy Mościcki, Pierwszy Marszałek RP – Józef Piłsudski, Premier Rządu – Kazimierz Świtalski, Prezydent Warszawy – Zygmunt Słomiński, Wiceminister MSWojsk. – Daniel Konarzewski, biskup polowy ks. Stanisław Gall, prałat A.Burzyński i wiele innych osób z ówczesnego establishmentu społeczno-politycznego.
Swoje podpisy złożyli również ówcześni i byli sportowcy, w tym także znane postacie z Legii, między innymi Jan Bednarski – jeden z założycieli klubu, pierwszy kapitan drużyny piłkarskiej w 1916 roku, a w 1929 roku Prezes Warszawskiego Okręgowego Związku Towarzystw Kolarskich. Znalazły się tam podpisy Prezesa WKS Legia Gen. Stanisława Roupperta, Prezesa Sekcji Kolarsko-Motocyklowej Tadeusza Lenartowicza, kierownika sportowego kolarzy i znanego mistrza kolarskiego Józefa Lange, kierownika budowy stadionu inż Maksymiliana Dudryka, wielu innych zawodników Sekcji Kolarsko-Motocyklowej oraz sportowców z innych kolarskich klubów stolicy. Dla muzeum akt erekcyjny byłby zatem eksponatem o bezcennej wartości.
Wiktor do tego stopnia czuł obowiązek odnalezienia dokumentu, że nawet podczas rozbiórki trybuny kręcił się po budowie i samodzielnie dłubał wśród gruzu. Pracownicy budowy najpierw prosili, potem obiecywali pomoc (później, panie Wiktorze, dobrze załatwimy, ale później…) a wreszcie regularnie składali skargi do klubu aby go jakoś z terenu budowy usunąć.
Afera
Któregoś dnia zadzwonił do mnie Witek.
– Zdaje się, że wywołałem niezłą aferę. Teraz to albo wydłubią ten akt erekcyjny z murów i mi go dadzą do muzeum albo mnie wywalą razem z tym gruzem na wysypisko – powiedział.
– ?!?
– Poszedłem dzisiaj do biura i pytam kiedy w końcu zaczną szukać tak jak mi obiecali? a oni dalej zaczęli te swoje tłumaczenia i przeciąganie tematu. No to ja chciałem trochę ich nastraszyć – tłumaczył dalej Wiktor – i mówię, że zaraz zadzwonię do Inspektora Zabytków i oficjalnie zgłoszę, że w murach po dawnej trybunie mogą się znajdować zamurowane dokumenty o charakterze historycznym, dotyczące najważniejszych osób w Państwie okresu międzywojennego. Powiedziałem, że teraz tak zrobię i żeby martwili się dalej sami jak to z inspektorem będą załatwiać. – opowiadał Witek.
Okazało się, że „delikatny blef” Witka wywołał w siedzibie Legii nieprzeciętną panikę. Zanim Wiktor doszedł do swojego pokoiku w muzeum pod drzwiami już czekała na niego dyrektorka marketingu i komunikacji odpowiedzialna za strategię otwarcia nowego stadionu, błagając aby absolutnie nie robił tego co zapowiedział. Potem do Wiktora rozdzwoniły się telefony z innych komórek biura Legii, a na koniec o rozmowę poprosił sam prezes.
– Panie Wiktorze!, przecież zamkną nam budowę! wie Pan ile czasu czekaliśmy na ten stadion?! niech Pan tego nie torpeduje!
Uspokoili się dopiero jak Witek powiedział, że to miała być z jego strony taka mobilizacja, a jedyne czego chce to, żeby wreszcie poważnie zaczęli traktować jego i muzeum Legii.
W wyniku „delikatnego blefu” podjęto ostatecznie próbę odszukania miejsca wmurowania dokumentu, odgruzowano zasypany korytarz po stronie miejsca gdzie znajdowała się trybuna honorowa i od strony wejścia na boisko. Coś tam podobno próbowano przekopać też wgłąb ale bez efektu. Niczego nie znaleziono.
Witek mówił mi potem, że mimo wszystko jednak nie był zadowolony z podjętych prób, bo jak twierdził można było zrobić o wiele więcej, lepiej i dokładniej. Powtarzał zawiedziony tylko:
– No, szkoda, szkoda…
Finał
Upłynęło trochę czasu, w miejscu starej trybuny stanęła nowoczesna, nowa. Zaczęliśmy się powoli przygotowywać do obchodów jubileuszu stulecia klubu. Jak wiadomo, jednym z pomysłów na upamiętnienie tego wydarzenia było wydanie księgi jubileuszowej „Legia 1916-2016”. Z tego powodu już od kilku lat prowadziłem dokładną kwerendę prasową z okresu, który przypadł mi do opisania.
Przeglądając stare gazety trafiłem w roczniku 1929 Przeglądu Sportowego na następująca notatkę:
Boisko Legji, które przed niedawnym czasem świętowało akt założenia kamienia węgielnego pod przyszły stadion było miejscem co najmniej dziwnej kradzieży. Otóż nieznani złoczyńcy odkopali fundament, skąd wyjęli szkatułkę zawierającą akt erekcyjny z podpisami ks. prałata Burzyńskiego i gen. Roupperta oraz liczne monety srebrne.
– No to mamy finał sprawy, ktoś nas uprzedził – pomyślałem gorzko i wysłałem do Witka wycinek z gazety. Oddzwonił praktycznie natychmiast.
– To pewne? – zapytał
– No, skoro pisały o tym gazety to chyba tak.
– Ale jedna gazeta czy więcej? Udało ci się to potwierdzić gdzieś jeszcze?
– Na razie mam tylko jedno takie źródło.
– eee Karpiko, no to przecież jeszcze nic pewnego, może jednak w gazecie coś pomylili, albo potem odnaleźli i znowu zamurowali? – z nadzieją skwitował mój nius Witek.
Taki był Wiktor! Dla pozyskania eksponatów, dla chwały muzeum zrobiłby wszystko. Zawsze parł do celu i jak już wypatrzył sobie jakiś eksponat to nie wierzył, że nie uda się go do muzeum ściągnąć. Inna sprawa, że jak był o czymś przekonany to potem wyjątkowo trudno było jego przekonanie zmienić nawet w obliczu nowych faktów. Zapewne dla Witka sprawa aktu pozostała niezakończona.
Żegnaj drogi przyjacielu! Dowiedz się tam na górze, jak to było naprawdę, kto nam zajumał ten akt erekcyjny z fundamentów stadionu i opieprz go za to zdrowo! 😉
2 Replies to “W poszukiwaniu kamienia węgielnego”
Dobrze że foto się zachowało.
Witam. Jestem wnukiem Wiktora Oleckiego kolarza ktory wedle rodzinnych opowiesci zamieszany byl w budowe obiektow Legii konkretnie toru kolarskiego. Prosze o kontakt zwiazany wlasnie z kamieniem wegielnym.