Przyszli upomnieć się o Legię
Powojennej Legii łatwo przypina się łatkę klubu uległego komunistycznej władzy. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że przedwojenni działacze pogodzili się w 1950 r. z nadejściem CWKS i porzucili klub z jego legionowymi tradycjami. To jednak nieprawda -za kotarą konflikty były, a gdy tylko nadarzyła się okazja „stara” Legia twardo upominała się o barwy,herb i nazwę.
Zarys reformy sportu 1948-57
W pierwszych latach powojennej rzeczywistości lat 1945-47, dawni sportowcy i działacze próbowali odbudować jedyny model sportu jaki znali, czyli ten wypracowany do 1939 r. Szybko jednak okazało się, że nowy ustrój polityczny przygotował dla kultury fizycznej wzorzec na miarę radzieckiego, masowego przysposobienia sportowego.
W 1948 r. władza zdecydowała o wyrzuceniu całej żmudnie odbudowywanej struktury na śmietnik i wdrożeniu reformy. Dziś wielu kibiców myśli, że zmiany w sporcie dotyczyły głównie nazw i przyporządkowania klubów branżom. Nic bardziej błędnego! To była prawdziwa rewolucja oparta na ramach planu 6-letniego.
Sport podzielono na pięć pionów: Związkowy (zrzeszenia branżowe pod egidą CRZZ), Akademicki (AZS-y), Milicyjny (MKS-y), Wojskowy (WKS-y) i Samopomocy Chłopskiej(LZS-y). Związkowy pion dzielił się z kolei na szereg oddziałów branżowych. Rozwiązano cywilne związki sportowe, a także świeżo odtworzony przy wojsku Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (PUWFiPW) zastępując je nowym, cywilnym, powołanym z ustawy KC PZPR, organem Głównego Urzędu Kultury Fizycznej. Ten z kolei z „Urzędu” wkrótce przekwalifikował się na „Komitet” (GKKF). Miejsce związków sportowych zajęły zrzeszenia lub sekcje GKKF koordynujące prace pionów i oddziałów. Kluby z kolei przekształcono w ich jednostki terenowe a dokładniej w koła sportowe. Jakość wyników pracy sportowej oceniano na podstawie wyników zrzeszeń. Nadszedł czas, gdy znaczenia nabierała tego typu rywalizacja. Zagmatwane? no właśnie…
Dopiero za zmianami strukturalnymi poszły zmiany nazw kół sportowych, którym początkowo do 1949 r. pozwolono używać nazw dwuczłonowych (zrzeszenia i własnej). Szybko jednak ucięto ten przywilej i zgodnie z regulaminem GKKF koła miały przyjąć nazwę swoich zrzeszeń uzupełnioną jedynie o miejsce siedziby. Te zmiany szczególnie zauważalne były w pionie związkowym. Obraz reformy uzupełniały masowe likwidacje małych klubów, wyznaczane fuzje i nakazana odgórnie hierarchia.
Gdy cywilne kluby już straciły tożsamość, sport wojskowy dopiero szykował się do reformy. Grunt przygotowywano już od 1948 r. czyszcząc kadry z ludzi niezaufanych. Zajął się tym sprawnie pion personalny z nadrzędnego nad WKS-ami Domu Wojska Polskiego. Zwalniano z pracy dawnych działaczy, cywilów, obsadzano etaty wojskowymi fachowcami najczęściej z politycznego nadania. Wielu ludzi z kierownictwa Legii razem z powracającymi w tym czasie do klubu przedwojennymi działaczami, trenerami i zawodnikami w wyniku tych „porządków” wylądowało na bruku. Przedwojenny, a także powojenny tenisista Legii, Kordian Tarasiewicz wspomina ten moment następująco:
W 1950 roku w „imię ideologicznej czujności” w Legii przystąpiono do „oczyszczania szeregów”. Byłem jednym z wielu członków, którzy otrzymali zawiadomienie następującej treści: „Komisja Weryfikacyjna C.W.K.S. zawiadamia, że zgodnie z regulaminem, nie został Obywatel zweryfikowany w prawach członka sekcji tenisowej. W związku z powyższym z dn. 19.X.1950 traci Obywatel dotychczasowe prawa członkowskie”.
W 1949 r. powołano Garnizonowe Wojskowe Kluby Sportowe umiejscowione pod egidą zrzeszenia nazwanego od najsilniejszego klubu wojskowego „Legia”, starając się ubrać w tę formę całość reorganizowanej kultury fizycznej w wojsku. Planowano początkowo, aby wszystkie GWKS-y nazywały się „Legia”. Nazwa źle się jednak kojarzyła, bo nie nawiązywała z duchem reformy ani do socjalistycznych wartości, ani robotniczego trudu, ale do Legionów a przez to do przedwojennej sanacji. W związku z tym, w maju 1950 r. zakres zmian rozszerzono i rozkazem organizacyjnym zdecydowano powołać jednostkę wojskową – Centralny Wojskowy Klub Sportowy. Miał on obejmować swoim zasięgiem pełne spektrum sportu dla formacji wojskowych – od marynarki do lotnictwa.
W 1953 r. nastąpiła pierwsza, istotna korekta a z nią kolejna weryfikacja kadr. W jej wyniku, w stołecznym CWKS utrącono między innymi tych działaczy z przedwojennym rodowodem, którzy po zmianach w 1949 r. próbowali jeszcze działać przy Legii społecznie. Był to szczytowy moment uścisku na gardle struktur sportowych.
Przez następne trzy lata socjalistyczny sport z wolna krzepł, a w 1956 roku po zmianach politycznych i społecznych nadszedł przełom, w wyniku którego nastąpiła szybka agonia reformy z sowieckiego wzorca. Kluby i federacje zaczęły odzyskiwać odebraną tożsamość.
W tym miejscu zaczyna się historia, o której opowiada artykuł. Nie opisuję w nim historii CWKS-u. Szczegóły reformy i jej strukturę opisałem dokładniej w księdze jubileuszowej Legii i zainteresowanych bliżej tym tematem zapraszam do jej lektury. Ten wstęp miał jedynie na celu przedstawić w jakiej formie sport wojskowy przebył przez pierwszą połowę lat 50-tych i wszedł w 1956 rok.
Koniec CWKS, powrót WKS Legia
Przekształcenie CWKS w WKS Legia zazwyczaj przez autorów historycznych artykułów datowane jest na 2 lipca 1957 r. Odbyło się wówczas Walne Zgromadzenie członków, na którym uchwalono powrót do dawnej nazwy klubu. Przyjęto również z jedną modyfikacją dawny herb, przywrócono usunięty reformą kolor czarny do barw klubowych, kończąc tym samym historię Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego a odradzając WKS Legię.
To jednak tylko suche fakty. Powrót po ponad 6-letniej działalności CWKS-u do WKS Legii przedstawiany jest najczęściej jako zmiana odgórna. Można się nawet zastanawiać czy inicjatywa została narzucona sekcjom przez uchwały zjazdu, czy wyszła od władz wojskowych albo od zarządu klubu? Jak doszło do tego, że w upolitycznionym na wskroś wojsku ktoś postanowił wracać do niewygodnej historycznie tradycji?
Te pytania pozostaną retoryczne, bowiem jak się okazuje było dokładnie odwrotnie. Już pół roku wcześniej, w sobotę 26 stycznia 1957 r., przedwojenni zawodnicy przyszli na zebranie sekcji piłkarskiej upomnieć się o swoją Legię. Zacznijmy jednak od początku.
Zaczęło się od nazw
Od 1948 do 1955 roku wydawało się, że ze strony fasady, socjalistyczna reforma sportu działa bez zarzutu i podoba się wszystkim. Były oczywiście trudniejsze momenty, korekty, o których wspominałem, zmiany i poprawki, ale kierunku wyznaczonego dla sportu w okresie twardego socrealizmu nikt nie śmiał kwestionować.
Oczywiście genezy upadku reformy można szukać wyżej. Bez wcześniejszych generalnych zmian na szczytach elit politycznych, bez śmierci Stalina a później Berii, bez referatu Chruszczowa i odwilży w bloku krajów socjalistycznych niewiele pewnie mogłoby się zmienić w jakiejkolwiek dziedzinie życia, a szczególnie tak mało istotnej jak sport.
Tu, na dole od czegoś musiało się jednak zacząć, a zaczęło się od nazw klubów. Powrót do dawnego nazewnictwa wyzwoliła o dziwo chęć wzmocnienia pionu Związków Zawodowych poprzez fuzję dwóch jego zrzeszeń – ZS Spójnia i ZS Ogniwo. Połączenie miało miejsce pod koniec 1954 r. Nowe zrzeszenie nazwano ZS Sparta, co spowodowało, że podlegające mu koła sportowe (w dawniejszym rozumieniu kluby) musiały po raz kolejny zmienić nazwy.
Zmiana dotyczyła wielu „Ogniw” i „Spójni”, w tym popularnej Cracovii (wówczas Ogniwo Kraków), a także co istotne, również ówczesnego piłkarskiego Mistrza Polski – Polonii Bytom, występującego pod nazwą Ogniwa Bytom. W ten właśnie sposób Mistrz Polski od końca 1954 r. zmienił nazwę na Sparta Bytom.
Nikt głośno tej zmiany nie krytykował, ale w kuluarach na nową nazwę krzywili się już wszyscy. O ile jeszcze nazwy „Ogniwo” i „Spójnia” można było od biedy powiązać rodowodem z ideologią socjalizmu, to skąd się wzięło w Związkach Zawodowych nawiązanie do greckiej Sparty? Tego nie potrafił zrozumieć chyba nikt.
Zmiana wywołała refleksje w środowisku sportowym, jak również wśród dziennikarzy i kibiców. Po raz pierwszy w sprawie nazewnictwa kół sportowych pojawiły się w prasie nieśmiałe głosy krytyczne czytelników poparte dziennikarskimi felietonami.
Głos ludu, czyli impuls z … góry
Można się oczywiście dziwić skąd wzięła się krytyka w całkowicie kontrolowanych mediach? Paradoksalnie, było to właśnie możliwe tylko i wyłącznie dzięki temu, że były całkowicie kontrolowane. Niezrozumiałe? – już tłumaczę.
Otóż w Polsce socjalistycznej istniała pewna dość skuteczna forma wpływu na władzę. Szablon był mniej więcej taki: najpierw odzywał się „zatroskany głos ludu”, czyli wyważony i w formie konstruktywnej krytyki lub oddolnej propozycji od czytelników głos w sprawie. Potem na tej podstawie redakcja pisała felieton, gdzie zadawała odpowiedniej władzy pytanie w stylu – „czy na pewno nic się z tym nie da zrobić?”. Przy odpowiednim prowadzeniu tematu w mediach władza odpowiadała na apel i wspaniałomyślnie decydowała się na zluzowanie śruby.
To wersja dla naiwnych. Warto bowiem dodać, że w chorej rzeczywistości często „zatroskanym czytelnikiem” był ktoś z zainteresowanego zmianą środowiska a zdarzało się, że i sama władza w taki sposób inicjowała wprowadzane przez siebie zmiany.
Jestem normalnym człowiekiem i pewnie dlatego również nazwy większości naszych drużyn sportowych budzą we mnie smutek, natomiast żadnych sentymentów i skojarzeń. Nie mogłem również nigdy zrozumieć dlaczego jest np. sto drużyn „Kolejarza”, dwieście „Stali” itd. tak, że kibic na meczu Kolejarza z Wołomina z Kolejarzem z Pruszkowa, nie może sobie nawet krzyknąć „Kolejarz tempo!” bez obawy zdopingowania przeciwnika. Dlaczego nie może mieć przyjemności zawołać „Gwiazda gola!”, „Brawo Wisła!”, „Starówka strzelać!”
Przegląd Sportowy publikował powyższy głos w sprawie, podpisany pseudonimem Leonidas (PS 2/1955). Dla czytelników to co mogło się wydawać apelem normalnego kibica, w rzeczywistości było głosem piszącego pod pseudonimem Leszka Wysznackiego – komentatora sportowego – podówczas krytyka błędów i wypaczeń socjalistycznej reformy, a później od 1956 r., dziennikarza należącego do grupy instruktorów Biura Prasy KC PZPR.
Wybór na inicjatora krytyki Przeglądu Sportowego, też nie był przypadkowy. Według Bogdana Tuszyńskiego, ówczesnego dziennikarza sportowego, Przegląd był bowiem w tym czasie wyjątkowo uległy i zbiurokratyzowany, a „miękkie” prowadzenie gazety przez redaktora naczelnego Edwarda Strzeleckiego oraz uległy stosunek redakcji do GKKF, również nie pozostawiały wątpliwości kto tu tak naprawdę inicjował zmiany.
Wystarczy dodać, że Przegląd Sportowy był wówczas oficjalnie naczelnym organem GKKF, a wcześniej, w 1948 r., periodykiem wyjątkowo zaangażowanym przy wdrażaniu socjalistycznej reformy sportu, aby wnioski nasunęły się same.
„Kolejarze” i „Stale”
Niezależnie jednak od intencji, Wysznacki miał rację. Rzeczywiście, „Stali” i „Kolejarzy” w polskim sporcie w 1955 r. było bez liku. Zrzeszenie Stal skupiało pracowników branży metalowej i hutniczej, a Zrzeszenie Kolejarz było jeszcze większe, grupując sport pracowników kolei, żeglugi, łączności, transportu samochodowego i lotniczego. Ilość Stali i Kolejarzy przytłaczała, a dezorientacja w ich rozróżnianiu była ogromna.
Monotonia nazewnictwa w I i II lidze jeszcze tak nie kłuła w oczy, jak w III, gdzie w każdej z 8 grup występowały średnio 3-4 drużyny „Stali”, a grupa warszawska III ligi była wyjątkowo „kolejowa”, bo na 12 grających drużyn, aż 7 nazywało się „Kolejarz” (Kolejarz Wołomin, Kolejarz Pruszków, Kolejarz Warszawa, Kolejarz Ełk, Kolejarz Olsztyn, Kolejarz Piaseczno, Kolejarz Ostróda). Nic dziwnego, że powoli wszyscy mieli tej uniformizacji dość.
Trzeba przyznać, że pod tym względem (chodzi o nazwę kół sportowych – red.) króluje u nas wszechwładna „sztampa” i szablon. Czyż nie można dostać tzw. kręćka czytając w prasie nazwy naszych kół sportowych, których jest kilka tysięcy, a które posiadają zaledwie… 14 nazw? Uważam, że patronujący danemu kołu związek zawodowy powinien pozostawić członkom koła całkowitą swobodę przy ustaleniu nazwy swego zespołu. Korzyści z tej zmiany będą z pewnością duże i nie ograniczą się tylko do efektów „wzrokowo-słuchowych”.
W taki sposób w kolejnych dniach Przegląd Sportowy ciągnął temat Leonidasa podpierając się głosami od czytelników.
Po tym felietonie szybko, zareagował Główny Komitet Kultury Fizycznej, który w odpowiedzi na „głos społeczny” w komunikacie informował, że uściślił zarządzenie dotyczące nazewnictwa kół sportowych w ramach zrzeszeń, dopuszczając używanie obok nazwy zrzeszenia również nazwy własnej. Zarządzenie zaczęło obowiązywać od 1 marca 1955 r.
Biorąc pod uwagę, że wielu członków kół sportowych wyraża życzenie, by ich koła sportowe posiadały – obok nazwy zrzeszenia – również własną nazwę koła oraz, że w organizacjach sportowych istnieje niejasność czy nie zachodzą jakieś formalne przeszkody ku temu – Główny Komitet Kultury Fizycznej postanawia wprowadzić do ramowego regulaminu koła sportowego, zatwierdzonego Zarządzeniem nr 10 przewodniczącego GKKF z dnia 20 stycznia 1954 r. następujące uzupełnienie: W rozdziale I punkt 1 po słowach „…Koło rejestruje się w miejscowym komitecie kultury fizycznej i nadrzędnej radzie zrzeszenia sportowego…” wprowadza się słowa: „Koło sportowe może na zebraniu członków koła przyjąć obok nazwy zrzeszenia – nazwę koła. Nazwa podlega zatwierdzeniu przez Radę Okręgową (równorzędną) zrzeszenia i zarejestrowaniu w P M/KKF. Zarządzenie wchodzi w życie z dniem 1 marca 1955 r. (PS 19/1955)
Powyższe zezwalało klubom na wprowadzenie od marca 1955 r. oficjalnych nazw dwuczłonowych, zawierających nazwę zrzeszenia oraz po niej nazwę własną. Kluby często naciągały regulamin pomijając zrzeszenie w materiałach promocyjnych takich jak zaproszenia czy plakaty. Prasa też szybko zaczęła skracać to nazewnictwo, „gubiąc” nazwę zrzeszenia i używając po prostu tylko nazw klubów. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal oficjalnie nazwa klubowa musiała składać się z dwóch członów.
Od kiedy zmiany?
Na różnych klubowych stronach internetowych, w działach dotyczących historii, jak również na stronach klubowych w Wikipedii, zdarzało mi się czytać artykuły, o tym jak kluby sprzeciwiając się niejako komunistycznym władzom samowolnie powracały do nazw historycznych już od 1953 roku.
To dla kibiców chwytliwe historie, ale niestety mało prawdopodobne. Socjalistyczne państwo działało raz lepiej, raz gorzej, ale jednak przynajmniej od strony fasady zgodnie z ustanawianym przez siebie prawem. W tym przypadku do końca listopada 1956 r. nie było żadnej podstawy prawnej umożliwiającej klubom (kołom sportowym) na powrót do starego nazewnictwa i odrzucenia członów nazw zrzeszeń branżowych, do których formalnie należały. W tym aspekcie nie było miejsca na żadną dowolność.
Wydaje mi się, że tego typu błędy wynikają najczęściej ze zbyt pochopnej interpretacji notatek ówczesnej prasy codziennej, której zdarzało się w celu ułatwienia identyfikacji klubów posługiwanie się również ich dawnym nazewnictwem.
Związkowcy dostali, a reszta?
Decyzja GKKF najprawdopodobniej podyktowana była potrzebą ułatwień tam, gdzie zamieszanie było największe, czyli w pionie Centralnej Rady Związków Zawodowych. Dla „branżowców” teraz droga do zmian nazw kół sportowych była stosunkowo prosta. Wystarczała najczęściej już tylko odpowiednia decyzja Walnego Zebrania Koła potwierdzona przez Radę Okręgową Zrzeszenia i gotowe!
W pozostałych czterech pionach komplikacje przy przywracaniu historycznych nazw były jednak większe.
W resortowych pionach zmiany wymagały dodatkowo akceptacji wyższej niż na poziomie zarządu kół sportowych. Na przykład dla klubów milicyjnych zgodnie z regulaminem lokalny zarząd klubowy nie miał prawa podejmować wiążącej decyzji w sprawie zmiany nazwy. Ta leżała w gestii co najmniej zarządu wojewódzkiego Zrzeszenia Gwardia.
Z kolei w akademickich klubach nazewnictwo nie było aż tak dokuczliwe. AZS-y sprytnie zachowały swoje skróty, którymi się od lat prezentowały, mimo że po ich rozwinięciu „Z” nie oznaczało Związek ale Zrzeszenie. Nie parły zatem do pilnych zmian.
Pion wojskowy nie tak łatwo
W pionie wojskowym było jeszcze trudniej, bo wojskowe kluby obowiązywał rozkaz organizacyjny Ministerstwa Obrony Narodowej nr 45/50. Wprowadzona na jego podstawie struktura zmieniała dawniejsze WKS-y w jedną formalną jednostkę wojskową, która miała dwa zupełnie odrębne nadzory wojskowe – organizacyjny i sportowy, a na dodatek niezależną od wojska podległość regulaminom GKKF.
Rozkaz dopóty obowiązuje, dopóki nie zmieni go inny rozkaz. Wydawałoby się, że nic prostszego, ale jak się okazało łatwiej było powołać jednostkę, niż ją podzielić.
Zapewne jednym z powodów piętrzących się trudności w zakresie podziału CWKS był, między innymi, opór materii ludzkiej związany ze zmianą finansowania, podległości, restrukturyzacją etatów, obawą przed przeniesieniami itp. Najczęściej jednak powtarzanym powodem opieszałego tempa zmian była konieczność opracowania nowego statutu dla WKS-ów umożliwiającego wydzielenie ze struktur CWKS samorządnych klubów.
Tempo przygotowań w kierunku przekształceń Zrzeszenia CWKS nabrało rozpędu jesienią 1956 r. Podobnie jak w przypadku pionu branżowego zapoczątkowała je dyskusja na łamach prasy i zawarte w niej sugestie reform w sporcie wojskowym. Schemat najprawdopodobniej był ten sam jak w przypadku sportu cywilnego, ponieważ pierwsze wzmianki o potrzebie reform odnalazłem w silnie upolitycznionym Żołnierzu Wolności.
Spontanicznie pomysł rozczłonkowania zrzeszenia poparły kluby garnizonowe, schowane do tej pory w cieniu CWKS. Poczuły bowiem, że naszedł moment, w którym znowu mogą zaistnieć.
Furtka dla reform otworzyła się 5 stycznia 1957 r., gdy MON przekazało kierowanie wojskowym sportem i turystyką szefowi Głównego Zarządu Politycznego. Do powrotu normalności pozostawała jednak jeszcze daleka droga. W dalszej kolejności musiało powstać zarządzenie wykonawcze dotyczące sportu i turystyki w ramach Wojska Polskiego oraz musiała zostać powołana Rada Wychowania Fizycznego i Sportu (RWFiS). Z jej udziałem z kolei przygotowano ramowy statut dla Wojskowych Klubów Sportowych, a dopiero konsekwencją tych wszystkich działań miała być długo oczekiwana reforma sportu wojskowego.
Prace te zajęły prawie pół roku. 14 maja 1957 r. Przegląd Sportowy podał komunikat o powołaniu przez Ministra Obrony Narodowej dwudziestoosobowego zespołu Rady Wychowania Fizycznego i Sportu dodając jednocześnie:
„… Na pierwszym posiedzeniu rady postanowiono wystąpić do Ministra z następującymi wnioskami:
– W większych garnizonach należy powołać Wojskowe Kluby Sportowe, nadając im osobowość prawną. W mniejszych garnizonach zaleca się zorganizowanie kół sportowych. Przynależność do klubów i kół będzie oparta na zasadzie pełnej dowolności; …”
Co to oznaczało dla Legii i wszystkich innych klubów wojskowych w kraju? Postanowienie MON oraz uruchomienie RWFiS otwierało nareszcie drogę powrotną dawnym klubom wojskowym do wydzielenia ze zrzeszenia CWKS własnych struktur klubowych. Bezpośrednią jego konsekwencją było też zorganizowanie lipcowego walnego zebrania przekształceniowego w CWKS Warszawa, o którym była mowa na początku.
Reaktywacje i rehabilitacje
Ostatni kwartał roku 1956 i początek 1957 obfitował w ważne wydarzenia społeczne i polityczne w kraju. Rozpoczął się czas rozliczeń ze stalinizmem. W całej Polsce powstawały różne komisje naprawcze i rehabilitacyjne, w prasie domagano się nieingerowania w wydawanie książek, rehabilitowano żołnierzy AK , rehabilitowano oficerów LWP usuwanych ze stanowisk w latach 1950-53, rehabilitowano PPS. Rozpoczęły się procesy katów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oskarżanych o brutalne metody śledztwa. W obliczu tego, rozliczenia nie mogły ominąć również sportu i związanej z tym kwestii odradzania się samorządności klubowej.
CRZZ czuła co się święci i wiedziała jak się potoczy dalej jej udział w sporcie. Plany Centrali odnośnie zrzeszanych klubów przedstawił w wywiadzie dla Życia Warszawy jeden z notabli związkowych – ob.Rutkowski:
„Założeniem naszym jest przerzucić cały ciężar działalności sportowej na samodzielne kluby. Kluby nabywają osobowość prawną, troszczą się o prawidłowy rozwój zarówno sportu wyczynowego , jak i choć może w mniejszym stopniu rekreacyjnego – masowego.”
23 listopada 1956 r. GKKF podjął uchwalę o demokratyzacji kultury fizycznej w Polsce. Jeszcze tego samego dnia działacze warszawscy reaktywowali WOZPN, a trzy dni później Prezydium Sekcji PN GKKF podjęło uchwalę o wszczęciu działań w sprawie reaktywowania PZPN. O reaktywacji PZPN pisał na początku grudnia 1956 r. Stanisław Mielech w Życiu Warszawy następująco:
„…gdy w dniu 9 bm. na zebraniu rozszerzonego plenum Sekcji P.N. jej przewodniczący Glinka postawił wniosek o restytuowanie PZPN zebrany aktyw powstał z miejsc i spontanicznymi oklaskami powitał wniosek. Przy zakładaniu „trzeciego” PZPN nie było już „niezrozumiałych oporów”, wszyscy w reorganizacji najwyższej władzy piłkarskiej widzieli jedno wyjście z obecnego impasu.” (ŻW-11.12.1956)
Pierwszym klubem, który odzyskał tożsamość była Warta Poznań.
Zorganizowała „walne” jeszcze w 1956 r. – 30 grudnia. W Warszawie proces usamodzielniania się klubów rozpoczął się od stycznia 1957 r. i przebiegał niemal lawinowo. Jako pierwsze zarejestrowano oficjalnie kluby TKS Syrena, RKS Skra i DKS Grochów. Niedługo po nich Stołeczny Komitet Kultury Fizycznej potwierdził samorządność Klubu Wioślarzy Wisła, KS Drukarz i KS Polonii. Z początkiem lutego do grona niezależnych klubów dołączyły RKS Sarmata, WTC, Kadra Rembertów i KS Orzeł, DKS Starówka i KS Dźwig a od połowy miesiąca dodatkowo RKS Marymont i Warszawianka. W marcu z kolei doszły Towarzystwo Wioślarskie Nurt, RKS Okęcie, WTŁ, motocyklowy Rydwan i AZS.
Do maja 1957 r. zarejestrowano w całej Polsce 511 klubów z czego w Warszawie najwięcej – 31 a we Wrocławiu najmniej – 9. Według województw (nie wliczając miasta wojewódzkiego) najwięcej zarejestrowano w krakowskim – 43, a we wrocławskim tylko 3. Spośród tych 511 klubów wojsku udało się zarejestrować do tego czasu tylko jeden, nowy – w Zielonej Górze.
Jest super, jest super, ale…
Wydawałoby się, że wszystko powraca szybko do normalności jednak, gdy się zaglądało „od kuchni” do reaktywowanych klubów to okazywało się, że proces restrukturyzacji sprawia nie lada problemy.
Dla przykładu, jak twierdzono w kuluarach, reaktywowana Syrena nie miała nic wspólnego z przedwojennym klubem miejskim o takiej nazwie, tym razem to klub Sarmata najpierw reaktywował się jako kontynuator przedwojennego RTKS Sarmata, ale ponieważ zrobił to w ramach Zrzeszenia Sparta więc Zrzeszenie odgórnie, po złości najpierw wyrzuciło z im nazwy klubu „Robotniczy” potem „Tramwajowy”, a na koniec zmieniło nazwę na Syrena rejestrując go, jako terenowy niezależny klub.
Sarmata, jako robotniczy klub Woli, musiał reaktywować się więc ponownie i zrobił to, gdy już się w końcu dogadał z ZS Spartą. Ta sama Sparta wcześniej chciała również ograbić niedawnego swojego podopiecznego, Marymont, z całego majątku i kadr. Klub Orzeł z kolei chciały reaktywować jednocześnie dwie niezależne grupy działaczy z Bródna i Grochowa, a co gorsza obie składały się z jednakowo zasłużonych zawodników dawnego klubu.
Nawet Polonia nie uniknęła problemów, bo część jej działaczy dążyła do fuzji z Gwardią, a inni wprost przeciwnie chcieli wydzielić się z klubu razem z czterema sekcjami. Ci drudzy zrobili to w końcu pod nazwą KS Kolejarz, więc Polonia, aby scalić sekcje musiała teraz negocjować inną fuzję ze swoimi niedawnymi kolegami.
AZS-y w Warszawie od marca działały już dwa – reaktywowany, oraz ten działający przy AWF, natomiast najstarsze w stolicy Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie w ogóle nie mogło się reaktywować, bo wówczas jego członkowie nie mieliby skąd pływać. ZS Budowlani, zainspirowane niebezinteresownie przez RKS Skra, uważało bowiem przyjętą w 1949 r. we wianie przystań WTW za własną i kompletnie nie zamierzało, ani jej użyczać, ani oddać wioślarskiemu klubowi. Absurd? Bynajmniej!
Zgodnie z prawem, jeżeli przy likwidacji klubu w 1949 r. majątek przekazano zrzeszeniu (a w rzeczywistości w większości przypadków tak było), to nie było prawnej możliwości przywrócenia starego właściciela. Pozostawała tylko i wyłącznie jego dobra wola.
Takie problemy były tłem codzienności przemian dla tysięcy klubów w Polsce. Gorzką prawdę o zmarnowanych siedmiu latach w socjalistycznej reformie sportu odkryło Życie Warszawy w jednym z artykułów:
Największym triumfem polskiego sportu w roku 1956 było zwycięstwo nad formami organizacyjnymi, które trwały dzięki… przypadkowi, choć przed 4 laty zmieniły się personalnie nasze władze sportowe. Jedni i drudzy bowiem wzorowali się na jednym i tym samym przykładzie — organizowali kulturę fizyczną i sport w Polsce na książce radzieckiej „Organizacja kultury fizycznej i sportu w… powiecie”, wmawiając naiwnym, że wzorują się na wspaniale rozwijającym się sporcie Kraju Rad. ( ŻW-02.01.1957)
Ostatnia rozgrywka Mielecha
Tymczasem w sporcie wojskowym przedwojenni działacze i zawodnicy spod znaku (L), jako tak zwany aktyw społeczny działający przy klubie obserwowali bacznie, co niósł wiatr odnowy. Mimo szykan rozdawanych im hojnie w poprzednich latach, mimo hermetyzacji wojska czuli, że nadchodzi ważny przełomowy moment.
Trafiając z dotychczasową społeczną działalnością najczęściej w mur niechęci oraz twardy opór ze strony kierownictwa etatowych kadr wojskowych z CWKS, starali się teraz na zebraniach sekcji, oddolnie poprzez wywoływane dyskusje, zaszczepić w środowisku klubowym potrzebę reform sportu w wojsku. Trudno jednak nie przypuszczać, aby przy tym nie liczyli po cichu też, że takie reformy ułatwią powrót Legii.
To lobbowanie w strukturach CWKS-u na jesieni 1956 r. przełożyło się na zauważalne podziały wewnętrzne wśród ówczesnych wojskowych działaczy sportowych. Wciąż nie brakowało w CWKS zwolenników „ciepłych posadek” na etatach, ale nowością stały się dyskusje krytyczne ze strony wojskowych członków klubu, oraz inicjowane przez nich artykuły w prasie domagające się reform wojskowego sportu.
Co ciekawe, grono aktywistów i zwolenników reform wspierał w tym czasie prezes CWKS płk Kazimierz Malczewski. Aktyw społeczny rekompensował mu się z kolei poparciem na zebraniach klubowych, przez co obie strony wyraźnie się uzupełniały.
Mimo braku uregulowań prawnych, zwolennicy powrotu do tradycji Legii parli do zmian już zimą 1956 r. nie mniej chętnie, niż to robili wówczas działacze klubów cywilnych. Szczególną rolę w tym panteonie dawnych Legionistów miał Stanisław Mielech, założyciel klubu, pomysłodawca nazwy, osoba o nieposzlakowanym autorytecie – trudny argument do odparcia dla każdego adwersarza. Wokół niego zebrało się całe grono dawnych, żyjących założycieli Legii, jej przedwojennych zawodników, trenerów i działaczy. „Stara” Legia brylowała swoimi seniorami w doborowej obsadzie.
Teraz głos aktywu społecznego był głośniejszy i wreszcie słyszalny. Wcześniej różnie przeplatały się losy społecznych działaczy sekcji piłkarskiej z klubowymi. Wygląda wręcz na to, że ci pierwsi już od dawna byli solą w oku dla części kierownictwa pionu sportu wojskowego. Nikt się wówczas kłótniami publicznie nie chwalił, ale od czasu do czasu zdarzało się, że o gorzkiej współpracy wspominały nawet gazety:
Szczególnie silny aktyw miała sekcja piłki nożnej, cóż z tego, kiedy kierownictwo CWKS po prostu go rozpędziło. Niektórzy członkowie aktywu społecznego reprezentowali a właściwie na skutek fanatyzmu klubowego „bronili” na forum sekcji GKKF sprawę CWKS, za co otrzymali miano kiepskich działaczy. W zasługę za to kierownictwo klubu zignorowało aktyw. Wyraziło się to m.in w tym, że gdy wiosną br. aktyw opracował regulamin o swych prawach i obowiązkach kierownictwo do dziś go nie zatwierdziło i woli o nim nie mówić.
W styczniu 1957 r., gdy proces usamodzielniania się klubów cywilnych ruszył na całego, zwolennicy tradycji Legii poczuli, że to jest właściwa chwila i też nie chcieli już dłużej czekać. Gdy tylko ogłoszono decyzję o wydzieleniu sportu wojskowego spod nadzoru MON, nie czekając na dalsze wytyczne i rozporządzenia z wojska zaczęli działać.
W sobotę 26 stycznia 1957 r. przedwojenni zawodnicy wpięli w klapy garniturów przedwojenne odznaki i przyszli na zebranie sekcji piłkarskiej. Postawili na nim wniosek o reaktywację Legii i razem z innymi delegatami przegłosowali powrót do nazwy WKS Legia wraz z przedwojennym herbem i barwami.
Z dzisiejszej perspektywy trudno ocenić na ile decyzja była wówczas spontaniczna, na ile zaplanowana albo taktyczna? Może w porozumieniu z płk Malczewskim chciano, na przykład, wymusić przyspieszenie reform na władzach nadrzędnego Zarządu Wyszkolenia Wojskowego stawiając je przed faktem dokonanym? W końcu reaktywacja WKS Legii miała miejsce w najważniejszej sekcji, mistrza kraju, największego wojskowego klubu sportowego w Polsce.
Jeśli tak nie było, to z punku widzenia obowiązujących do momentu zebrania regulaminów i przy uwzględnieniu braku autonomii sekcji trudno nie oprzeć się wrażeniu, że decyzja podjęta tego dnia przez Sekcję Piłki Nożnej miała wyraźny posmak rokoszu.
Według prasy na zebraniu panowała atmosfera prawie uroczysta, było też spokojnie i rzeczowo. Decyzje podejmowane przez sekcję w obecności prezesa klubu płk Malczewskiego wpisywały się w powszechny w tym czasie trend odwilży, ale Mielech i jego koledzy musieli sobie zdawać sprawę, że Sekcja PN nadal była formalnie częścią jednostki Wojska Polskiego!
Niezależnie od tego w jaki sposób przeprowadzono zmiany, to co wydawało się absolutnie w tym układzie niewykonalne, im się jednak udało.
Na styczniowym zebraniu powrót do dawnych tradycji uchwalono jednogłośnie. Sekcja piłkarska stała się tym samym inicjatorem procesu zmian w całym klubie. Wkrótce za nią inne sekcje, również nie czekając na decyzje władz wojskowych, powróciły do przedwojennej nazwy. Prasa poparła WKS Legię i od tej chwili, mimo że oficjalnie klub nadal nosił nazwę CWKS, w artykułach prasowych można było czytać już o drużynach, zawodnikach czy zawodach Legii Warszawa.
Powyższe zdjęcie zostało wykonane po zebraniu, w holu głównym budynku klubowego pod trybuną krytą. Tak jak napisałem w opisie: uwieczniono na nim grupę przedwojennych założycieli klubu, działaczy i piłkarzy. Trzymany przez Mielecha proporzec klubowy być może nie przypadkiem został odwrócony emblematem CWKS na drugą stronę. Symboliczny znak przemian? A może aż tak duża niechęć do CWKS?
Nic dziwnego, że dawni piłkarze nie chcieli się fotografować z emblematem CWKS. Dla przedwojennych zawodników Sekcji Piłkarskiej tego dnia bowiem skończył się CWKS i wróciła Legia!
Niechęć zwolenników Legii do CWKS z całą pewnością była. Świadczą o tym zachowane protokoły likwidacyjne strojów o barwach CWKS, które zdecydowano szybko zutylizować zamiast wykorzystać. Pretensje o taką „rozrzutność” mieli później działacze wojskowi byłego CWKS.
Drużyna piłkarska po styczniu 1957 roku już nigdy z takim emblematem na piersi nie zagrała. W lutym, podczas towarzyskiego meczu z Hajdukiem w Splicie, piłkarze wyszli na boisko w czerwonych koszulkach, ale emblemat CWKS z nich został usunięty a na inaugurację sezonu w Warszawie podczas meczu z Marymontem na piersiach piłkarzy znalazł się już przedwojenny herb zielono-biały z czarnym pasem.
Wybrano również nowe kierownictwo sekcji. W jego składzie znaleźli się także piłkarze i działacze przedwojennej Legii. Na stanowiska wiceprzewodniczących wybrano dawnych piłkarzy – Alfreda Nowakowskiego i Józefa Ziemiana, a do składu zarządu weszli miedzy innymi Eugeniusz Sobolta, Ryszard Łysakowski i mjr Józef Kublin – to kolejni dwaj piłkarze i przedwojenny członek zarządu klubu WKS Legia.
Teraz czas na „Walne” klubu
Na razie przeprowadzone zmiany dotyczyły jednak jednej sekcji. Mimo że za piłkarzami wkrótce poszli inni sportowcy, do usankcjonowania zmian w globalnej strukturze CWKS należało przeprowadzić odpowiednie uchwały przez Walne Zgromadzeniu klubu.
O ile nie było problemów z wprowadzeniem do kierownictwa sekcji piłkarskiej jej dawnych działaczy, to współpracę zwolenników „starej” Legii z kierownictwem zarządu klubu CWKS można określić jedynie mianem szorstkiej. Nie chodziło tylko o nieufność. Obie strony wprost emanowały wzajemną niechęcią i nie było w tym w sumie nic dziwnego. W końcu do klubu wracali ci, których 6 lat temu z niego wyrzucano. Wracali i teraz na dodatek to oni żądali drastycznej redukcji etatów!
Sześć miesięcy przygotowań do Walnego Zebrania członków klubu upłynęło na lepszym lub gorszym współdziałaniu przy szykowaniu spraw organizacyjno-formalnych do „walnego” oraz na kreowaniu koncepcji dalszego działania klubu. Wypowiedzi dla prasy prezesa płk Malczewskiego brzmiały w tym czasie niemal sensacyjnie:
„Nie powtórzą się już błędy przeszłości – kaperowania wybitnych sportowców. Na szczeblu pułku powstaną kluby. Przestaną istnieć CWKS-y a powstaną przy garnizonach Wojskowe Kluby Sportowe kierowane przez aktyw społeczny. Jest projekt aby wybitnych sportowców nie powoływać do służby na pełne dwa lata, lecz na kilkumiesięczne ćwiczenia, poza tym rozważana jest możliwość by sportowcy odbywający służbę w tych samych miejscowościach gdzie znajduje się ich klub mogli występować w jego barwach.”
Cały czas jednak można było natrafić w różnych artykułach prasowych na informacje o pojawiających się różnicach zdań i odmiennych koncepcjach pomiędzy zwolennikami starego i nowego porządku w klubie. Niby kierunek był wspólny i chodziło jedynie o „szczegóły” takie jak struktura czy nazwa, ale w rzeczywistości były to tarcia zwolenników tradycji i jej przeciwników. O różnicach wypowiadał się kpt. Bagłajewski, członek Komisji Organizacyjnej Walnego Zebrania w udzielonej prasie wypowiedzi w przededniu obrad.
Utworzone zostały trzy komisje: statutowa, mandatowa i organizacyjna, które wykonały już większość prac potrzebnych do przeprowadzenia walnego zebrania. Komisja statutowa opracowała projekt statutu, który przedłoży walnemu zebraniu do zatwierdzenia. Duże zainteresowanie wywołuje tu sprawa nazwy klubu. Wielu wypowiada się za nazwą WKS Legia, są jednak i przeciwnicy. Padają propozycje: WKS Reduta, Orzeł, Czwartacy itp. Zdecyduje o tym Walne Zebranie. (Żołnierz Wolności, 2.07.1957)
Przebieg zebrania
W zebraniu 2 lipca 1957 brało udział prawie 300 członków klubu z wszystkich sekcji, a obrady trwały aż 8 godzin. Nie było protokolanta, przebieg zebrania po raz pierwszy nagrywano w całości na wypożyczonym z wojska magnetofonie. Prasa skomentowała tę nowość podkreślając, że dzięki temu będzie sprawnie, szybko i …bezbłędnie.
Po części sprawozdawczej rozpoczęła się dyskusja nad zatwierdzeniem nowego statutu. Według niego Legia przestawała być jednostką wojskową, a na wzór przedwojenny odzyskiwała status organizacji społecznej, o odrębnej osobowości prawnej, zajmującej się organizowaniem i propagowaniem wychowania fizycznego, sportu i turystyki.
W sprawie statutu zgłaszano szereg poprawek, z których najważniejsza stanowiła, że w przypadku rozwiązania sekcji decyzję zatwierdzać miało Walne Zgromadzenie nie jak dotychczas Zarząd klubu. Po uwzględnieniu poprawek statut przyjęto jednogłośnie.
Obawy o trudności z przywróceniem nazwy „Legia” okazały się płonne. Walne Zebranie zdecydowało jednogłośnie o oficjalnym powrocie do historycznej nazwy. Najdłużej trwały dyskusje nad kwestiami barw i herbu. Przegłosowano w końcu większością 135-44 przywrócenie wzoru przedwojennego herbu z modyfikacją w postaci biało-czerwonego pasa, a także z poparciem 130 delegatów, 14 wstrzymujących i 45 przeciw przegłosowano wniosek o przywróceniu klubowi barwy czarnej do czerwono-biało-zielonych barw klubowych.
Co ciekawe przeciwnikami powrotu do barw Legii byli głównie wychowankowie CWKS, których wojskowy klub trenować zaczął po zmianach strukturalnych w 1953 r. Mówi o tym miedzy innymi fragment z poniższej notatki prasowej:
…Kiedy przyszło do decydowania o barwach klubu, młodzi zawodnicy – wychowankowie CWKS, in gremium głosowali za barwami biało-czerwono-zielonymi. (Żołnierz Wolności 03.07.1957)
Młodzieży CWKS-u najprawdopodobniej nie zależało wcale na utrzymaniu tradycji CWKS-u – krótkiej zresztą – ale być może ulegli negatywnej propagandzie i rozsiewanym plotkom wśród delegatów o rzekomych problemach, które miały nadejść wraz z powrotem WKS Legia. Wspominał również o tym po zebraniu Żołnierz Wolności.
Dziwne ale komuś bardzo zależało na tym aby zasiać niepokój, iż WKS Legia – jako już nie jednostka wojskowa – nie otrzyma za swa działalność „pieniążków”.
Tuż przed głosowaniem ktoś puścił plotkę w kuluarach, że WKS Legia pozbywając się statutu jednostki wojskowej drastycznie straci na finansowaniu z MON. Plotka narastała wiec przedstawiciel „społecznych” dr Aleksander Mul (sympatyk, znany przedwojenny warszawski lekarz i twórca powojennego Pogotowia Ratunkowego) postawił wprost takie pytanie na forum zgromadzenia. Prezes Malczewski uspokoił jednak, że to nieuzasadnione obawy i finansowanie sportu wojskowego zostanie utrzymane, a dotacje nie zostaną zmienione.
Odbyły się wybory, w których wybrano 31 osobowy zarząd złożony z przedstawicieli wojska, działaczy społecznych oraz przedstawicieli wszystkich sekcji klubowych. Z zarządu wyłoniono 11 osobowe Prezydium, a Prezesem wybrano gen. Jerzego Duszyńskiego. Ustępującemu płk Malczewskiemu nadano honorowe członkostwo WKS Legia.
Większość informacji prasowych dotyczących zebrania „sucho” przedstawiała jego przebieg. Przegląd Sportowy pokusił się jednak o zaznaczenie problemów nawiązując przy tym niedwuznacznie do buntowniczego charakteru styczniowego zebrania Sekcji Piłkarskiej:
…Autor informacji płk. Malczewski (ustępujący prezes CWKS Warszawa – przyp.GK) zapoznał nas z historią, cyframi i wynikami, pominął natomiast aktualną sytuację w sekcjach klubu, nie ocenił stosunków pomiędzy powracającymi do pracy w klubie działaczami b.Legii a dotychczasowym kierownictwem CWKS. Tymczasem w kołach kibiców piłkarzy Legii aż huczy na temat głębokiego kryzysu, trapiącego tę najsilniejsza sekcje klubu już od kilku miesięcy. Nagromadziło się sporo ważnych problemów, omówienie których aż się prosiło tak kompetentnego zgromadzenia jakim jest Walne Zebranie klubu. Przekładanie tych spraw na później na pewno nie przyniesie korzyści. (pisownia oryg.)
Mielech był osobiście
Mielech nie pełnił w tym czasie żadnej oficjalnej funkcji w klubie. Na zebraniu nie kandydował do szerokiego zarządu, nie starał się o żadną funkcję, stał z boku. Był członkiem Sekcji Piłki Nożnej w ramach działającego przy niej aktywu. Nie odmówił sobie jednak obserwowania na żywo starań o reaktywowanie Legii.
Stanisław Mielech do 1958 r. sporadycznie angażował się jeszcze w działalność klubu. Znalazł się nawet w zarządzie Sekcji PN wybrany jako przedstawiciel aktywu społecznego. W dalszych latach podupadł na zdrowiu w wyniku długotrwałej choroby i po przebytym zawale nie udzielał się bezpośrednio, pozostając jednak do śmierci członkiem Legii i jej kibicem. Wkrótce zajął się gromadzeniem notatek prasowych, spisywaniem wspomnień, które w formie pierwszej monografii klubowej Legii zostały opublikowane w książce „Sportowe sprawy i sprawki”. Wydania książki Mielech nie dożył, zmarł w 1962 roku po złożeniu przez wydawnictwo jej do druku. Gromadzone latami notatki i opracowana przez niego chronologia działalności sekcji do 1939 r. pozwoliły klubowi na wydanie w 1966 r księgi jubileuszowej na 50-lecie klubu.
Nie napisano w niej jednak ani słowa o działaniach Mielecha na rzecz przywracania tradycji Legii, nie poinformowano o jego staraniach o powrót nazwy i barw, nie wspomniano nawet o zebraniu Sekcji Piłki Nożnej ze stycznia 1957 r. Być może dla Stanisława Mielecha nie miałoby to zresztą żadnego znaczenia. Dla takiego Legionisty najważniejsze w końcu było, że Legia znowu była Legią.
[Źródła i archiwa: Archiwum MON, Protokoły zebrań CWKS Warszawa, Archiwum Akt Nowych, zbiory GUKF i GKKF, zbiory Muzeum Legii Warszawa, St.Mielech "Sportowe sprawy i sprawki" (MON), Legia 1916-1966 (MON), Przegląd Sportowy, Życie Warszawy, Żołnierz Wolności, Kwartalnik Historii Prasy Polskiej z 1993r. B.Tuszyński - Sport na antenie Polskiego Radia w latach 1945-81, plakaty meczowe ze zbiorów Biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie - zdjęcia plakatów użyczone przez portal historiawisly.pl]
Ten artykuł (z wyłączeniem zdjęć) jest dostępny na licencji: Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe. Obowiązuje podanie źródła - nazwisko autora lub adres bloga (legia.warszawa.pl) Zdjęcia pochodzące ze źródeł innych niż archiwum autora mogą być objęte odrębnym rodzajem licencji.
One Reply to “Przyszli upomnieć się o Legię”
Bardzo ważna historia, podkreślająca jak wiele Legia zawdzięcza Mielechowi. My o tym wiemy, ale znam kibiców Legii, którzy nic o Nim nie wiedzą, mimo że od pewnego czasu na zewnętrznych murach Trybuny Północnej od strony Łazienkowskiej, tuż przy bramie nr 2, wiszą tablice z informacjami i zdjęciami przypominającymi sylwetkę i działalność Stanisława Mielecha.